sobota, 29 października 2016

Blog odwieszony!

 
 
Zajmuję się obecnie poprawianiem nowych rozdziałów. Potrwa o zapewne długo, ale wiem, że wiele tu się zmieni. Starych wersji nie usunę, ale przywrócę pierwotnie planowany wiek bohaterki.
 
Skąd ta nagła inspiracja? <<link>>
 
Serdecznie dziękuję Fenoloftaleinie za ocenę, a Was zapraszam do zapoznania się w przyszłości z nową wersją tego bloga. Pierwszy rozdział znajdziecie jednak u mnie dopiero po jakimś czasie. Ustalmy, że pojawi się w ciągu dwóch tygodni od dzisiaj.

poniedziałek, 28 marca 2016

Miniaturka III

Przysięgam, że opublikowałam ten post wczoraj. Z powodów technicznych został usunięty i przerzucony do nowego posta. Czy mi wierzycie? Wątpię, ale trudno… Liczę, że miniaturka jest ciekawa i się Wam spodoba…

______________________________________________________________
Jedenastoletnia Vanessa długo czekała na ten dzień, jeden z jej ulubionych w całym roku. Zjeżdżało się wtedy tak wiele rodów czystej krwi w domu jednego z nich. W tym przypadku polowanie na jajka zostało urządzone właśnie w willi Grayów.
Do drzwi pukały po kolei rodziny z dziećmi w wieku od czterech, do trzynastu lat. W jadalni siedziało już całkiem sporo dorosłych i rozmawiało z Katriną, a jeszcze więcej dzieci bawiło się, rozmawiało, siedziało w salonie.
Łatwo było rozpoznać górujące nad wszystkimi Lucy, Susan i Martinę, dwunastoletnie trojaczki, które były wyjątkowo wysokie. Miały po równe siedemdziesiąt cali, co je przerażało. Gdyby nie ten wzrost, nadal by łatwo było je zauważyć, bo były metamorfomagami i nie ukrywały tego.
Lucy miała jasnozielone włosy z wplecionymi różowymi, jak jej oczy kwiatami, Susan białe niczym śnieg oraz złote tęczówki, a Martina turkusowe z patrzałkami w odcieniu intensywnego fioletu. Wszystkie ubrały się dość podobnie w błękitne szaty z wieloma złotymi dodatkami. Rozmawiały ze starszą o rok Adrianne Avery, która z kolei była strasznie niska.
Gdy służące pochowały już wszystkie jajeczka, koło każdej osoby w pomieszczeniu pojawił się wiklinowy koszyk, powiększony od środka i zaczarowany, aby zawartość nic nie ważyła. Drzwi na taras otwarły się, a dzieci które strasznie się już niecierpliwiły, natychmiast wybiegły na zewnątrz po czym zbiegły po drobnych schodkach do ogrodu, który dzięki staraniom wielu służących, skrzatów i chochlików był naprawdę piękny.
Malutkie jezioro pełne kaczek otaczał chodnik z białego marmuru, zostawał co jakiś czas przerywany przez piękną altankę, każdą z kilkoma krzesełkami i stołem zrobionymi z jasnego drewna. Kopuły tych małych budowli były w wielu miejscach zdobione złotymi rzeźbami ludzi, zwierząt lub po prostu roślin. Każda się czymś różniła, była wyjątkowa i coś symbolizowała…
Wokół jeziora rozciągały się wspaniałe łąki pełne intensywnie-zielonej trawy, najróżniejszych roślin, głównie krokusów i żonkili, i bratków… Rosło tam wiele krzewów i drzew pokrytych drobnymi, różowo-białymi kwiatkami, z których utworzył się średniej wielkości gaj.
– Witam serdecznie was wszystkich – zaczęła Katrina – na corocznym, wielkanocnym zjeździe organizowanym przez czystokrwiste rody. Większość pewnie zna zasady gry, ale są tu też nowe osoby, a niektórym z was zawsze mogło się coś zapomnieć. Gra polega na odnalezieniu, jak największej liczby kolorowych pisanek. Od ich koloru zależy liczba punktów, które za nie dostaniecie. Nie wolno wam korzystać z pomocy różdżek, dlatego po grze zostaną sprawdzone przeze mnie. gdybyście się zgubili, to w waszych koszykach są takie delikatne kuleczki, które zostały zaczarowane, aby zawsze były na wierzchu, chyba że je wyjmiecie. Jak wypadną to wrócą. A więc jeśli się zgubicie weźcie je i rozdepczcie, a przetelportująwas z powrotem w to miejsce. Na wszelki wypadek wasze koszyki są cały czas śledzone na tym pergaminie – powiedziała wskazując na krótki zwój, który trzymała w ręce – i zawsze mamy je na oku. Dostaniecie teraz takie pierścienie, które zostaną z wami do końca tego dnia. Równo o godzinie piętnastej przetelportują was w to miejsce, na podliczenie głosów. Start! – krzyknęła.
Zgodnie z tradycją gospodarz kończył pół godziny przed czasem, przez znajomość terenu, więc Vanessa chcąc jak najprduktywniej wykorzystać ten czas natychmiast zaczęła biec. Postanowiła ubrać się w mugolskie ubrania, które do biegania i zbierania, były o wiele wygodniejsze.
Bieg zaczęła od altanki, poświęconej jej samej i znalazła tam w doniczce z paprocią aż cztery zielone jajka, a te były warte aż po dwadzieścia punktów! Potem ruszyła w stronę gaju, ponieważ wiedziała, że do altanek nie zdąży. Po drodze wypatrzyła jeszcze trzy żółte jajka po piętnaście punktów i dwa niebieskie po pięć. Wrzucała wszystkie po kolei do koszyka, gdzie mimo rzucania nimi nie pękały.
Znalazła jeszcze kilka czerwonych po dziesięć punktów, więc docierając do lasku miała już ponad dwieście. Gdy wbiegła pomiędzy drzewa zaczął się istny wyścig. Co chwilę ktoś kradł jej zdobycz z pod nóg. „Przecież przestrzeń jest ogromna, a wszyscy idą w tą stronę, co ja” – pomyślała Gray.
Zastanowiła się, czy na poprzednich zawodach też tak było i nagle ją oświeciło. Za każdym razem wygraną zdobywał gospodarz, a poprzedniego roku wszyscy szli w tym samym kierunku, co Malfoy, podbierając mu z pod rąk, przez co był pierwszym przegranym organizatorem imprezy. Oni chcieli wiedzieć, gdzie jest największa zdobycz i zabrać ją dla siebie, bo gospodarze zawsze to wiedzieli…
Postanowiła przechytrzyć ich i gdy tylko zobaczyła, że żadne z nich nie patrzy pobiegła wprost, po czym za pomocą magii bezróżdżkowej rzuciła zaklęcie Pętli Czasu, po czym skręciła w lewo. Gdy odbiegła dostatecznie daleko pozwoliła czasowi płynąć z normalnym tempem. Mocno ją to wyczerpało i zachwiała się.
Upadłaby, gdyby nie rosnące opodal drzewo, którego się przytrzymała i powoli zsunęła na ziemię. Wyjęła z kieszeni eliksir regeneracyjny i wypiła go duszkiem bez najmniejszego zawahania. Przyzwyczaiła się już do tego gorzkiego smaku.
Gdy wywar zaczął działać odczekała chwilę, po czym wstała i spojrzała w górę. Aż oniemiała z wrażenia. Na drzewie było chyba z dwadzieścia zielonych i piętnaście czerwonych jajek zastępujących liście i małe pączki. Zaczęła je zbierać, a gdy skończyła zobaczyła kolejny taki pieniek. A potem kolejny i kolejny, i kolejny. Gy oberwała już wszystkie poszła szukać dalej. Znalazła żółte jajko wśród mleczy, prawie rozdeptała jedno zielone wylegujące się na trawie i zobaczyła prześliczną polanę z tulipanami.
Podeszła do nich i powąchała jednego, a gdy to zrobiła ten się otworzył i wysypało się z niego aż pięć pisanek. Ktoś musiał użyć zaklęcia, aby je tam wcisnąć. Gdy zebrała wydmuszki ze wszystkich jajek, pobiegła dalej. To, co zobaczyła, naprawdę sprawiło, że szczęka jej opadła.
Oczko wodne z zielonymi i niebieskimi jajkami zamiast wody. Zaczęła je zbierać i wrzucać do koszyka nie zważając na ich delikatność. Wiedziała, że były zaczarowane, aby kilkuletnie dzieci nie zniszczyły ich oraz swoich szans na wygraną.
Gdy skończyła już miała się zabierać za szukanie nowej zdobyczy, ale zobaczyłam, że pomarańczowy kamień na pierścieniu wibruje i świeci. Ledwo zdążyła zacisnąć zęby i byłam koło domu. Podała Agnes, służącej stojącej opodal, koszyk i usiadła obok Katriny w altance jej mamy.
Nie wiedziała, o czym mogłyby rozmawiać, więc zaczęła się przyglądać swoim dłoniom. Obok niej siedziała Narcyza Malfoy, a na przeciwko Augusta Longbottom, wyjątkowo surowa dla swojego wnuka, starsza kobieta. Naturalnie już zsiwiała, ale farbowała się na ciemnorudy kolor, który w jej przypadku wyglądał okropnie, jednak nikt nigdy nie odważył się jej tego wyznać.
Po półgodzinie, w jednym momencie w ogródku pojawiło się około pięćdziesięciu osób. Służące, chochliki i skrzaty natychmiast rzuciły się po koszyki. Vanessa uśmiechnęła się lekko na widok małej Polly, która zawzięcie broniła swojego koszyka przed nimi. W końcu jej mama do niej podeszła i podała zdobycz Shiarze.
Dzięki zaklęciu podliczono punkty. Najwięcej zdobył o dziwo Draco, na drugim miejscu Vani, a na trzecim Lucy, która wygrała poprzednie zawody. Po kolei do sprawdzenia brali nasz różdżki. Jako że pochodzili z wysoko postawionych rodów, dostawali je najpóźniej w wieku ośmiu lat.
Patyk Gray był czysty, więc szybko go zwrócili, tak samo Lucy i prawie wszystkich zebranych. Po chwili jednak wyprowadzono dwójkę oszustów. Była to Adrianne Avery i Draco Malfoy. Zdyskwalifikowano oboje, więc Ness weszła na pierwsze miejsce, Lucy była zaraz za nią, a na trzecie wskoczyły Susan i Martina, które zremisowały.
Zwyciężczyni spojrzała za oddalającymi się Adrianne i Draconem. Wiedziała, że nie zostaną już nigdy zaproszeni na „jajkowanie”, jak nazywała imprezę Vanessa. Gdy zostały im wręczone nagrody w postaci medali dla trojaczków i pucharu dla mistrzyni, koszyczki zostały zwrócone właścicielom, a pisanki wróciły do prawdziwej postaci. Jajka nie bez powodu miały przyznawaną konkretną ilość punktów. Odliczano je po galeonach, które w jednym zaklęto.
Zaczęła gać muzyka, a ludzie bawili się, ale po paru godzinach dorośli i młodsze dzieci niestety musieli rozejść się do domów. Młodsi zostali, ponieważ zgodnie z tradycją, ta sama osoba urządzała i polowanie i Lany Poniedziałek.

piątek, 25 marca 2016

Tag wiosenny.

Dziękuję Mary!

Bratek: Książka, o której pamiętasz i masz nadzieję, że główny bohater też o tobie pamięta.

Harry Potter, który oczywiście mnie pamięta… Od czegoś ma drugą bliznę na czole XD

Frezja: Książka, którą darzysz szacunkiem i uznaniem.

Władca pierścieni.

Cyklament: Książka, której szczerze nienawidzisz.

Rywalki ;)

Hiacynt: Książka, która sprawiła Ci przykrość przez zachowanie głównego bohatera.

Kendra z Baśnioboru.

Żonkil: Tak świetny fikcyjny świat, że wzbudza w tobie zazdrość.

Hogwart, Śródziemie, Obóz Herosów…

Konwalia:  Książka z delikatną i nieśmiałą bohaterką.

Nie znam. Może Królewna Śnieżka…
Czerwony tulipan: Książka, którą darzysz gorącą miłością.

Harry Potter.
Irys: Książka, którą czytałeś tak dawno, że już nie wiesz co o niej myślałeś.

Akademia Pana Kleksa.

Fiołek: Książka tak świetna, że masz zamiar przeczytać ja po raz kolejny.

Niestety nie mam. Wszystkie świetne przeczytałam wzdłuż i wszerz.
Chryzantema: Osoby, które nominujesz

W poprzednim poście.

LBA 3

Serdecznie dziękuję za nominację od bloga Nowe pokolenie, nowa historia.
 
Każdy pewnie wie, o co chodzi, ale i tak skopiuję wytłumaczenie.
 
"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywane od innego bloggera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz jedenaście osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im jedenaście pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".
 
Pytania do mnie:
 
1. Wolałabyś być Ginny, Hermioną, Luną czy Pansy?
Trudne pytanie. Może Pansy? Albo Luną?

 
2. Jaki dom w Hogwarcie byś wybrała?
Nikogo pewnie nie zaskoczę, szczególnie, że wiesz o aż dwóch moich głównych postaciach z tego domu. Slytherin.

 
3. Wolałabyś zostać żoną Snape'a, Dracona, Harry'ego czy któregoś z Weasleyów. Dlaczego?
A muszę odpowiadać? Tak jakby, to wszyscy są po trzydziestce…
 
4. Najgłupszy sen o Harrym Potterze, jaki ci się śnił.
Ja nie miewam głupich snów o Harrym. Miewam tylko mądre typu: Albus Potter jeżdżący na jednorożcu wokół mojego domu, James, który bawi się kłębkiem wełny na mojej podłodze i Lily zionąca ogniem na mojego Różowego Misia Gułę.
 
5. Ulubiony kolor (domy w Hogwarcie)
Zielony, niebieski, żółty, czerwony, pomarańczowy (którego nie lubię, ale lubię), fioletowy, różowy, biały… Mam dalej wymieniać?
 
6. Ulubione zwierzę.
Pieseł mojej cioci – Bub.
 
7. Czego słuchasz?
Muzyki, ludzi, filmów… Wszystkiego oprócz nauczycieli XD
 
8. Ulubiony przedmiot (szkolny i hogwardzki).
Plastyka, kiedyś matematyka, ale mi się nudzi na lekcjach oraz ONMS.
 
9. Ulubiona postać z jakiegoś bloga (nie twojego).
Postanowiłam wymienić kilka. U Ciebie Szymon i pan Romek (pozdrów ich ode mnie), na Twoim drugim Angelina (sorry), na Królu Cieni Nicol… Ale tak najbardziej to Carmen z Harry Potter i Bractwo Smoka.
 
10. Lubisz sorbety?
Oczywiście! A są tacy, co nie lubią?

 
11. W skali od 1 do 10, jak bardzo nie możesz doczekać się wakacji?
 
 
Nominuję:

Przykro mi, ale więcej autorów nie znam :(


Moje pytania:
  1. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
  2. Jaka jest Twoja ulubiona książka (ta na której opierasz fandom się nie liczy :P)?
  3. Skąd pomysł na nick?
  4. Jesteś człowiekiem zabieganym, energicznym czy ospałym?
  5. Grasz w quidditcha?
  6. Ulubiony przedmiot szkolny (hogwardzki i nudny).
  7. Ulubiony dom w Hogwarcie.
  8. Ulubiona postać z bloga (nieswojego).
  9. Masz jakieś zwierzę?
  10. Ulubiony kolor.
  11. Czy moje pytania były aż tak beznadziejne?

środa, 30 grudnia 2015

Miniaturka II

Życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku!

Krótkie i moim zdaniem nudne, ale jest i uważam, że to jest ważne, bo zastanawiałam się już, czy w ogóle muszę coś publikować.

Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, iż historie z miniaturek będą miały jakiś związek z moim opowiadaniem.
 
Miniaturkę dedykuję The Wiktorii, która wybaczyła mi spore zaniedbanie czytania jej bloga.

Miniaturka II Sylwester


     Vanessa nienawidziła tego dnia. Dziś żegnano Stary Rok, więc z tej okazji napadali na mugolskie domy. Brano zawsze trzech jeńców, aby powitać Nowy Rok torturując ich. Tym razem miało się to zmienić. Po pierwsze atakują na dom, który ma tylko trzech mieszkańców, więc nikogo nie zabiją  od razu. Na czas porwania miała plan. Nikt nie ucierpi, a jej autorytet wśród śmierciożerców może wzrosnąć.
      Dziewięciolatce nie wolno było uczestniczyć w napadach, więc czekała, aż teleportują się tutaj. Kazali jej, aby po raz pierwszy torturowała żywą istotę. Założyła na twarz srebrną maskę. Włosy uczesała w wysokiego i założyła długą czarną suknię. Na głowie miała diadem, a na szyi, srebrny łańcuszek z napisem KC. Nie znała jego znaczenia, żaden z sługusów jej ojca nie znał.
      W pomieszczeniu pojawiła się grupa zamaskowanych postaci. Wewnętrzny krąg Voldemorta. Lucjusz Malfoy, Katrina, Snape i kilku mniej znanych. Mięli ze sobą rodzinę mugoli. Kobietę w średnim wieku, która miała na ciele kilka obrażeń. Rozczochrane czarne włosy sięgały jej do ramion. Niedokładnie zasłaniały zapłakane, błękitne oczy. Vanessa spojrzała w nie i od razu wiedziała, kim jest.
        Dorcas Meandows-Brown dawniej była świetną czarownicą. Gdy zginęła jej przyjaciółka Lily Potter całkowicie się załamała. Uciekła do świata mugoli. Zapomniała wszystkie zaklęcia, które znała. Jej mąż, mugol był blondynem o brązowych oczach, w których widać było zmartwienie. Nazywał się Philip Brown. Ostatnią była blondynka z lekko kręconymi włosami. Levander Brown, tak jak Nessa miała dziewięć lat, ale skończyła je w sierpniu. ,,Ile to można dowiedzieć się o ludziach zaglądając na sam próg ich umysłów" pomyślała.
           Poprowadziła całą hołotę, Katrin oraz więźniów do sali tortur. Śmierciożercy chcieli zacząć od dziecka, ale Vanessa im przerwała.
 - Zamierzacie torturować dziecko? - spytała kpiącym tonem. - To oznaka słabości! Tak samo marnowanie na nich Avad. Może sprawimy, że ona zniknie? - pytała z przerażającym uśmiechem.
 -  Świetny pomysł, pani - stwierdził Malfoy. - Kto ma czynić honory - wyglądał, jakby liczył, że to będzie on.
 - Ja, oczywiście - wyjaśniła mu z pobłażliwym uśmiechem. Rzuciła zaklęcie teleportacyjne, które podrasowała, aby wyglądało jak to, powodujące znikanie. Zrobiła to niewerbalnie, więc śmierciożercy wiwatowali, a pan Brown patrzył na nią z nienawiścią. - Teraz ta mugolka. - Machnęła ręką, a śmierciożercy postawili kobietę przed nią. Niestety nie mogły jej ominąć tortury, więc użyła nowego zaklęcia.
      Rzuciła je bezróżdżkowo. Sprawiało, że ciało reagowało na ból, ale go nie czuło. Jakby wiła się i krzyczała bez powodu. Pokazała na palcach liczbę dwa. Oznaczało to , że będą dwa okrążenia. Zaczęło się. Katrina rzuciła mocną Tormentę, bliźniaczą, dozwoloną siostrę Cruciatusa. Kolejny był Snape. Użył zaklęcia powodującego ból łamanych kości. Potem kolejni i kolejni rzucali zaklęcia, aż wreszcie doszli do dziewczynki. Użyła zwykłego Cruciatusa lekkiego i zrobionego byle jak. Patrzyła wtedy na każdą osobę w kręgu po kolei. Wcześniej krzyki były głośne, a to co było teraz przemogło najśmielsze wyobrażenia każdego oprócz Katriny. Szczególnie, że gdy tylko zwolniła zaklęcie kobieta zemdlała, a Vanessa zaczęła sobie drwić z Lucjusza.
 - Malfoy, czy nie raczyłbyś zamaskować tego pryszcza na nosie? Jest tak wielki, że nie mogłam się skupić na rzucaniu zaklęcia! - Mężczyzna poczerwieniał i zaczął coś mruczeć pod nosem, a kolejka znowu ruszyła.
      Obserwowała oczy Dorcas. Nie było w nich bólu, jedynie wielkie zdziwienie, że zemdlała i krzyczała bez powodu. Gdy znowu przyszła kolej dziewczynki, krzyku nie było zemdlała, za nim zdążyła. Vanny teleportowała ją do swojego pokoju, gdzie już na nią czekała córka. Sytuacja powtórzyła się przy mężczyźnie tylko, że ten krzyczał jeszcze głośniej. Jak ona tego nienawidziła. Musiała jednak zachowywać pozory idealnej śmierciożeczyni.
      Gdy to już się skończyło udała strasznie zmęczoną i poszła w stronę swojej sypialni. Gdy była już na schodach zaczęła biec. Stanęła przed pięknie ozdobionymi drzwiami i weszła. Zobaczyła skuloną w kącie rodzinę. Pokazała im ręką, aby wyszli.
 - Dorcas, podejdź tu - powiedziała tak cicho, że tylko kobieta ją usłyszała. Wykonała polecenie. - Czy wiesz, dlaczego wam pomogłam? - zapytała również szeptem.
 - Bo żądasz jakiejś przysługi - stwierdziła Brown.
 - Nie - odpowiedziała dziewczyna, a była Gryfonka uniosła brwi. - Mam dość tortur w tym domu. Wynalazłam to zaklęcie, aby nic wam się nie stało.
 - Dziękuję - rzekła, patrząc na dziewięciolatkę z wdzięcznością.
 - Mam dla ciebie pewną propozycję. Czy chciałabyś odzyskać moc?
 - Tak - nie powiedziała tego, ale spojrzenie mówiło za nią.
      Vanessa delikatnie położyła jedną dłoń na sercu kobiety, aby zaczęło z powrotem wytwarzać magię, a drugą na czole, aby wykorzystywała ją mądrze. Zalśniło perliste światło i w ręku kobiety pojawiła się różdżka.
 - Wierzba i włos z grzywy jednorożca. Rzadko je oddają, ale ten był wyjątkowo łaskawy - szepnęła, po czym dodała: - Wyczyść im pamięć i teleportuj się z łazienki. Zdjęłam tam pole antydeportacyjne. Pomachała Dorcas na pożegnanie i wyszła z pokoju. Gdy usłyszała dźwięk aportacji spokojnie odeszła do drugiego salonu i zajęła się czytaniem jej ulubionej książki pod tytułem ,,Magią i mieczem".

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 6

Rozdział dość krótki i nie ma w nim za wiele emocji. Nie gadam dłużej, bo mi się oczy same zamykają. Idę spać!

Dedykuję ten rozdział Charlotte9 za pierwszy komentarz pod miniaturką i Gabsone nene, która bardzo pomaga mi w poprawianiu rozdziałów.

_____________________________________________________________________

Rozdział 6

Gabinet Salazara


      Fred postanowił zapoznać ich z częścią swojej rodziny. Najpierw przedstawił ich George'owi, swojemu bliźniakowi. Obaj chłopcy byli bardzo zabawni i weseli. Gdy opowiedziała im historię z poranka obaj stwierdzili, że nie przyznają się do Rona ich młodszego brata i do starszego od nich prefekta, Percy'ego. Dobrze im się gadało, ale dziewczyny musiały iść na eliksiry. Pod salą dołączyła do nich Asia. Opowiedziały jej historię z dzisiejszego dnia. Gdy skończyły zadzwonił dzwonek i pojawił się profesor. Mieli zajęcia mieszane ze wszystkimi domami. Ness usiadła z Asią, a Rose z Camile.
      Profesor zrobił niezapowiedzianą kartkówkę. Gdy tylko dziewczynka dostała pergamin z pytaniami. Odpowiedzi a, b, c, d. Szybko rozwiązała zadania, a odpowiedzi napisała na dodatkowej kartce i skopiowała ją trzy razy, po czym spowodowała pojawienie się, po jednej sztuce na ławce każdego dziedzica. Oddała kartkę Snape'owi i zajęła się czytaniem książek z biblioteki w kwaterze. Postanowiła podszkolić się w teorii transmutacji z której była kiepska. Przeczytała rozdział po raz kolejny i kolejny... Nie zrozumiała nic.
      Gdy skończył się czas i profesor zebrał kartki zaczęło się nareszcie coś ciekawego. Kazano im uwarzyć eliksir powodujący kaszel. ,,Potter'owi to się uda" - pomyślała, bowiem z każdego jego eliksir wydobywała się taka para, że wszyscy kaszleli.
      W pół godziny ukończyła eliksir, mimo iż według przepisu miał się gotować, co najmniej godzinę. Sekret polegał na dodaniu szczypty popiołu  z drzewa dębowego spalonego smoczym ogniem. To sprawiało, że każdy eliksir gotuje się o wiele krócej.
      Przelała wywar do małej kryształowej fiolki i zaniosła Snape'owi na biurko. Resztę również rozlała do pojemniczków myśląc, że kiedyś może się przydać. Dostała oczywiście Wybitny, plus dwadzieścia punktów, za idealny eliksir oraz plus trzydzieści za szybsze skończenie. Hermiona patrzyła na nią z zazdrością. To nie wpłynie dobrze na ich znajomość.
      Zadzwonił dzwonek i dziedzice udali się na ósme piętro. Przeszli przez drzwi i udali się do pracowni eliksirów. Tam Vanessa pokrótce opowiedziała im o zasadach.
 - Na początku trzeba wrzucić do eliksiru zioła, jako najsłabsze składniki i zamieszać w prawo - zaczęła. - Później wkładamy najsilniejsze i mieszamy w lewo, a na końcu dodajemy główny składnik i mieszamy zgodnie z przepisem - wyjaśniła.
 - I to tyle? - zapytała Camile.
 - Nie - odpowiedziała Vanessa. - Każdy składnik, ma taki swój żywioł i to sprawia, że nie mona go dodawać do eliksiru w niektórych sytuacjach. Ziemię można dodać dopiero po zdjęciu kociołka z ognia. Powietrze tylko do letniej wody. Ogień najpóźniej, ale według schematu, a wodę tylko do gęstych wywarów. To by było na tyle. Jeśli to zapamiętacie to będziecie umieli uwarzyć większość eliksirów. Pozostaje tylko nauka tych żywiołów - zakończyła. Pomyślała o atlasie składników, a cztery takie sztuki pojawiły się na stole. - Części trzeba się wykuć na pamięć, a reszta idzie na logikę. Tu macie tylko te najbardziej popularne do wykucia. - Podczas, gdy oni zaczęli się uczyć ona zajęła się pracą domową. Napisała wszystkie wypracowania i stwierdziła, że jest już zmęczona i idzie spać. Reszta również zaczęła się zbierać.
    Dziewczynka szła sama pomiędzy korytarzami zamku. Jej uwagę przykuła niemal niedostrzegalna, dwu centymetrowa płaskorzeźba węża. Dotknęła go, a ten zaczął promieniować perlistą energią i zmieniać. Jakby ożył i urósł. Zmienił się w klamkę. Vanessa machinalnie otworzyła drzwi, które się przed nią uformowały. Stanął przed nią dość duży pokój pełen notatek, artefaktów, portretów i broni.
      Zamknęła cicho drzwi i podeszła do małego pergaminu leżącego na stole. Widać było, że miało jakieś pięćdziesiąt lat. Zaczęła powoli czytać piękne, równe pismo.

Drogi Znalazco Tego Miejsca!
Wiedz, że jesteś w gabinecie samego Salazara Slytherina, założyciela tej szkoły, największego z Czwórki Hogwartu. Jeśli znalazłeś to miejsce to oznacza, że jesteś jego potomkiem. W tym gabinecie znajdziesz najróżniejsze artefakty i zapiski kolejnych potomków i samego wielkiego czarnoksiężnika.
Nigdy nie chciał śmierci szlam, ale nie chciał ich w swojej szkole. One jednak nie odeszły. Zostały i uważam, że powinniśmy ich pomścić!
Tom Marvolo Riddle


      Vanessa rozpłakała się. To było napisane przez jej ojca. Tego, którego nazywają Czarnym Panem. Ale jednak, przekonało to ją trochę do założyciela szkoły. Nigdy nie chciał, aby zabijano osoby nieczystej krwi. Po prostu wolał trzymać je z daleka od jego szkoły. Zaczęła przeszukiwać gabinet i znalazła to, czego szukała. Dziennik Toma Riddla. Bardzo gruby zeszyt w zwykłej czarnej okładce, zapisany drobnymi literami. Najpierw mugolskim długopisem na papierze, a później piórem na pergaminie. Zaczęła czytać.

27 marca
Nazywam się Tom Marvolo Riddle. Pierwsze imię mam po ojcu, a drugie po dziadku. To właśnie cała moja wiedza o rodzinie. Wychowałem się w sierocińcu. Tu się urodziłem i tu zmarła moja matka. Mam obecnie jedenaście lat i wiem, że nie jestem zwykłą osobą. Posiadam niezwykłe zdolności, których inne dzieci się boją. Znam mowę węży, potrafię sprawić, że coś kogoś zaboli jeśli zechcę. Potrafię podnieść przedmiot nie dotykając go.
Nie mam przyjaciół, ani nawet kolegów. Rówieśnicy uważają, że jestem dziwny, inny. W lipcu torturowałem jakieś dzieci. Krzyczały...

       Przestała czytać. Coraz więcej łez spływało po jej twarzy. Rzuciła na to miejsce Pętlę Czasu i wyczarowała łóżko. Położyła się na nim i rozpłakała na dobre. Później zmęczona zasnęła.

środa, 23 grudnia 2015

Miniaturka I

Oto pierwsza świąteczna miniaturka. Dość krótka, ale jest. Opowiada o świętach Vanessy z czasów, gdy miała osiem lat. Opisuje tylko 23 i 24 grudnia, ale pisałam to około północy, a błędy sprawdzałam od 00:25 (spojrzałam wtedy na zegarek!).

Kolejny raz proszę o czytanie wiadomości na marginesie i zapraszam do udziału w konkursie (w zakładce na pasku górnym) i obejrzenia galerii postaci.

Miniaturkę dedykuję Charlotte9 z bloga http://adventure-of-triples-potter.blogspot.com/ i http://drugiepokoleniehpipj.blogspot.com/, ponieważ jako pierwsza zostawiła komentarz pod piątym rozdziałem.

Życzę wszystkim zdrowych, radosnych świąt oraz fajnych prezentów.

Miniaturka I
Święta wśród śmierciożerców.

23 grudnia
     Te święta będą inne niż zwykle. Ośmioletniej Vanessie udało się ubłagać Katrinę, aby w drugim salonie udekorować oddzielną choinkę. Taką dla nich i służących. Ta na pokaz dla śmierciożerców zawsze była utrzymywana w srebrze i czerni, taka sztywna i smutna. Ludzie również, tak wyglądali. W ciemnych szatach i drogich klejnotach z kamiennymi twarzami wyglądali bardzo poważnie. Nie sprzyjało to atmosferze.
      W tym roku po raz pierwszy będzie mogła ubrać tamtą choinkę, oczywiście z zachowniem ustalonych barw. Służące przyniosły pudła, a ona zaczęła je otwierać. Magicznie zaczęła wieszać ozdoby takie, jak zwykle, ale gdy skończyła, założyła jeszcze na drzewko kryształy Eleonory Slytherin, matki Salazara. Vanessa lubiła myszkować po starych rezydencjach ojca i często znajdowała różne stare przedmioty pochowane w szafkach. Gdy były na odpowiednich miejscach poszukała najważniejszej ozdoby i znalazła ją w odpowiednim pudełku, ale to był... Czubek!!!
      Wyjęła jeden z kamieni Nory i podświadomie wypowiedziała jakieś dziwne zdanie w języku, którego nigdy w życiu nie słyszała. Kamień zaczął się przemieniać i po chwili trzymała w ręce kryształową gwiazdę w srebrnej oprawie. Za pomocą magii bezróżdżkowej podleciała do sufitu i tam założyła piękną ozdobę.
      Podleciała na dół i stanęła na ziemi, po czym zawołała Katrinę, która oceniła dzieło. Pytała do czego te kryształki, ale Vanessa milczała. ,,Dowie się jutro" - pomyślała i razem poszły ozdobić drugą choinkę. Ta miała być wesoła i kolorowa. Zaczęły od magicznych światełek we wszystkich kolorach tęczy. Później zaczęły wieszać bombki. W większości używały swoich ulubionych kolorów. Vanessa kochała wtedy niebieski, a Kat, do czego nikomu oprócz swojej podopiecznej się nie przyznawała, różowy. Nie brakowało jednak pozostałych kolorów! Było dużo czerwonego, złotego i srebrnego oraz trochę zieleni.
      Przyszła kolej na łańcuchy. Od tygodnia Ness robiła papierowy łańcuch ne tę okazję. Okręciły nim choinkę, a później użyły tych bardziej tradycyjnych w tym domu. Sznurku złotych kuleczek. Na koniec była gwiazda. Gobliniej roboty ozdoba wykonana ze szczerego złota pasowała idealnie do reszty. Na każdym jej ramieniu był kryształ, każdy w innym kolorze, a ostatni na samym środku szary. Gwiazda, tak jak poprzednia należała do Eleonory Slytherin.
 - Nie trzeba zamienić tego środkowego kryształu? - zapytała Katrin.
 - Nie - odpowiedziała Vanessa - on ma swój cel.
 - Mogę wiedzieć, jaki? - spytała, a Vanessa pokręciła tylko głową. Kobieta przyzwyczajona do tajemniczości dziewczynki mimo ciekawości milczała.

24 grudnia. Wigilia
      Vanessa już po świątecznym śniadaniu pobiegła do pokoju i zajęła się pakowaniem prezentu dla Katrin. Owinęła różowym papierem pudełko ze ślicznym naszyjnikiem oraz rysunek przedstawiający ją i kobietę na reniferach stojących we śniegu. W tle był las pełen zwierząt. Na samym jego progu stała sarna, a nad nim latało wiele ptaków. Dzieło było wykonane w formacie A3, narysowane kredkami wyglądało bardzo realistycznie.
      Gdy prezent był owinięty, obwiązała go fioletową wstążką i wzięła do ręki. Robiła to bez magii więc zeszło jej do czternastej (a śniadanie było o dziewiątej). Wyrzuciła zmarnowany papier i wstążkę całą w supłach do kosza, po czym zajęła się pisaniem życzeń. Najpierw napisała je na brudno, a później przepisała na czystko. Nie obyło się bez skreśleń i kleksów, więc dopiero o czternastej pięćdziesiąt przykleiła go do pakunku i pobiegła pod salon.
      Wcześniej już się ubrała w piękną fioletową suknię i podkręciła włosy zaklęciem. Wyglądała ślicznie. Założyła  srebrny naszyjnik z jednym czarnym kamieniem oraz ładne pantofle i rajstopy. W pokoju były już służące, które tutaj mieszkały i Katrin. Kobieta po raz pierwszy w historii uśmiechała się w większym gronie (czyli nie tylko Vanessą). Dziewczynka położyła pod choinką prezent dla Katrin oraz te dla służącej. Wszyscy zaczęli śpiewać hiszpańską kolędę ,,Los peces en el rio". Tytuł dosłownie znaczy ,,ryby w rzece". Mimo braku tematyki świątecznej jest to najpopularniejsza kolęda w tym języku. Gdy Vanessa tłumaczyła sobie tekst rozbawił ją fakt, że są aż dwie zwrotki o Matce Boskiej robiącej pranie. Po skończeniu tej piosenki zaśpiewały te angielskie.
      Gdy skończyły kolorowe kryształy na gwiazdce zaczęły się zapalać, a gdy wszystkie już się świeciły, od każdego pojawił się mały promyk, który pomknął w stronę szarego, a gdy wszystkie już do niego dotarły, przed oczami wszystkich kobiet stanęły najszczęśliwsze wspomnienia.
      Po zakończeniu tych retospekji klejnot zgasł, tak jak i cała gwiazda. Za rok zapali się ponownie. Kobiety zaczęły sobie składać życzenia i wręczać prezenty. Te od służących były ręcznie wykonane. Panie Gray przytulały każdą z kolei, co tamte przyjęły z widocznym zaskoczeniem, ale się cieszyły. Gdy Vanessa wręczyłam jej prezent popłakała się ze szczęścia na widok rysunku i wyściskała ją mocno. Później zjedli świąteczny obiad. Niestety nic, co dobre nie trwa wiecznie i o osiemnastej musięli się zbierać, bo godzinę później mięli zacząć przybywać śmierciożercy.
      Vanessa razem z Zofią i Hanną poszła się przyszykować. Założyła ciemno-fioletową, sięgającą do ziemi sunię, pantofle na lekkim obcasie, diadem i naszyjnik oraz bransoletkę. Włosy wyprostowała i przybrała kamienny wyraz twarzy. W samą porę zeszła po schodach do jadalni, bo akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Weszli przez nie Malfoy'owie. Ośmiolatka uśmiechnęła się promiennie do Narcyzy, skinęła głową Lucjuszowi i obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Dracona.
      Goście rozsiedli się przy stole. Narcyza na przeciwko Katriny,     Lucjusz dwa miejsca dalej, a pomiędzy nimi, na przeciwko mnie, Draco. Wcześniej rodzina wręczyła mi i Katrinie po prezencie. Dałam go jednemu z kelnerów i kazałam zanieść do swojego pokoju.
 - Katrin, co roku macie czubek na choince, a w tym roku gwiazdę. Dlaczego? - zapytał pan Malfoy.
 - Vanessa się uparła - odpowiedziała beznamiętnie kobieta.
 - Ale dlaczego gwiazda, a nie czubek, Vanesso? - dopytawał się mężczyzna.
 - Ta gwiazda należał do matki Salazara Slytherina, Eleonory - wyjaśniła. - Według jej starego pamiętnika była zakładana na każde święta i Salazar bardzo ją lubił. Poza tym, preferuję gwiazdy. Uważam je za symbol magii, a czy nie o to chodzi? - zapytała. Dziewczynka wiedziała, że można to zrozumieć na dwa sposoby, jako magię świąt lub wyższość czarodziei. Ona miała na myśli to pierwsze, a Malfoy myślał, że chodzi jej o to drugie.
      Po jakimś czasie zaczęło przybywać gości. Ośmiolatka słuchała życzeń i brała prezenty. Gdy wszyscy już siedzieli przy stole zabłysła pierwsza gwiazdka. Nie było księżyca, ani domów w okolicy. Światło od tego małego punkcika na niebie oświetliło gwiazdę choinkową. Tamta zaczęła lśnić własnym blaskiem. Zaczęły się zapalać ine światła i gwiazdy, ale to właśnie tamta była pierwsza...
      Goście patrzyli na urzeczeni, a gdy już otrząsnęli się z otępienia zaczęli klaskać. Klaskali służący, goście, Katrin i wiadomo było kto to wymyśli, bo kilka takich kamieni było na diademie Vanessy.