środa, 30 grudnia 2015

Miniaturka II

Życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku!

Krótkie i moim zdaniem nudne, ale jest i uważam, że to jest ważne, bo zastanawiałam się już, czy w ogóle muszę coś publikować.

Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, iż historie z miniaturek będą miały jakiś związek z moim opowiadaniem.
 
Miniaturkę dedykuję The Wiktorii, która wybaczyła mi spore zaniedbanie czytania jej bloga.

Miniaturka II Sylwester


     Vanessa nienawidziła tego dnia. Dziś żegnano Stary Rok, więc z tej okazji napadali na mugolskie domy. Brano zawsze trzech jeńców, aby powitać Nowy Rok torturując ich. Tym razem miało się to zmienić. Po pierwsze atakują na dom, który ma tylko trzech mieszkańców, więc nikogo nie zabiją  od razu. Na czas porwania miała plan. Nikt nie ucierpi, a jej autorytet wśród śmierciożerców może wzrosnąć.
      Dziewięciolatce nie wolno było uczestniczyć w napadach, więc czekała, aż teleportują się tutaj. Kazali jej, aby po raz pierwszy torturowała żywą istotę. Założyła na twarz srebrną maskę. Włosy uczesała w wysokiego i założyła długą czarną suknię. Na głowie miała diadem, a na szyi, srebrny łańcuszek z napisem KC. Nie znała jego znaczenia, żaden z sługusów jej ojca nie znał.
      W pomieszczeniu pojawiła się grupa zamaskowanych postaci. Wewnętrzny krąg Voldemorta. Lucjusz Malfoy, Katrina, Snape i kilku mniej znanych. Mięli ze sobą rodzinę mugoli. Kobietę w średnim wieku, która miała na ciele kilka obrażeń. Rozczochrane czarne włosy sięgały jej do ramion. Niedokładnie zasłaniały zapłakane, błękitne oczy. Vanessa spojrzała w nie i od razu wiedziała, kim jest.
        Dorcas Meandows-Brown dawniej była świetną czarownicą. Gdy zginęła jej przyjaciółka Lily Potter całkowicie się załamała. Uciekła do świata mugoli. Zapomniała wszystkie zaklęcia, które znała. Jej mąż, mugol był blondynem o brązowych oczach, w których widać było zmartwienie. Nazywał się Philip Brown. Ostatnią była blondynka z lekko kręconymi włosami. Levander Brown, tak jak Nessa miała dziewięć lat, ale skończyła je w sierpniu. ,,Ile to można dowiedzieć się o ludziach zaglądając na sam próg ich umysłów" pomyślała.
           Poprowadziła całą hołotę, Katrin oraz więźniów do sali tortur. Śmierciożercy chcieli zacząć od dziecka, ale Vanessa im przerwała.
 - Zamierzacie torturować dziecko? - spytała kpiącym tonem. - To oznaka słabości! Tak samo marnowanie na nich Avad. Może sprawimy, że ona zniknie? - pytała z przerażającym uśmiechem.
 -  Świetny pomysł, pani - stwierdził Malfoy. - Kto ma czynić honory - wyglądał, jakby liczył, że to będzie on.
 - Ja, oczywiście - wyjaśniła mu z pobłażliwym uśmiechem. Rzuciła zaklęcie teleportacyjne, które podrasowała, aby wyglądało jak to, powodujące znikanie. Zrobiła to niewerbalnie, więc śmierciożercy wiwatowali, a pan Brown patrzył na nią z nienawiścią. - Teraz ta mugolka. - Machnęła ręką, a śmierciożercy postawili kobietę przed nią. Niestety nie mogły jej ominąć tortury, więc użyła nowego zaklęcia.
      Rzuciła je bezróżdżkowo. Sprawiało, że ciało reagowało na ból, ale go nie czuło. Jakby wiła się i krzyczała bez powodu. Pokazała na palcach liczbę dwa. Oznaczało to , że będą dwa okrążenia. Zaczęło się. Katrina rzuciła mocną Tormentę, bliźniaczą, dozwoloną siostrę Cruciatusa. Kolejny był Snape. Użył zaklęcia powodującego ból łamanych kości. Potem kolejni i kolejni rzucali zaklęcia, aż wreszcie doszli do dziewczynki. Użyła zwykłego Cruciatusa lekkiego i zrobionego byle jak. Patrzyła wtedy na każdą osobę w kręgu po kolei. Wcześniej krzyki były głośne, a to co było teraz przemogło najśmielsze wyobrażenia każdego oprócz Katriny. Szczególnie, że gdy tylko zwolniła zaklęcie kobieta zemdlała, a Vanessa zaczęła sobie drwić z Lucjusza.
 - Malfoy, czy nie raczyłbyś zamaskować tego pryszcza na nosie? Jest tak wielki, że nie mogłam się skupić na rzucaniu zaklęcia! - Mężczyzna poczerwieniał i zaczął coś mruczeć pod nosem, a kolejka znowu ruszyła.
      Obserwowała oczy Dorcas. Nie było w nich bólu, jedynie wielkie zdziwienie, że zemdlała i krzyczała bez powodu. Gdy znowu przyszła kolej dziewczynki, krzyku nie było zemdlała, za nim zdążyła. Vanny teleportowała ją do swojego pokoju, gdzie już na nią czekała córka. Sytuacja powtórzyła się przy mężczyźnie tylko, że ten krzyczał jeszcze głośniej. Jak ona tego nienawidziła. Musiała jednak zachowywać pozory idealnej śmierciożeczyni.
      Gdy to już się skończyło udała strasznie zmęczoną i poszła w stronę swojej sypialni. Gdy była już na schodach zaczęła biec. Stanęła przed pięknie ozdobionymi drzwiami i weszła. Zobaczyła skuloną w kącie rodzinę. Pokazała im ręką, aby wyszli.
 - Dorcas, podejdź tu - powiedziała tak cicho, że tylko kobieta ją usłyszała. Wykonała polecenie. - Czy wiesz, dlaczego wam pomogłam? - zapytała również szeptem.
 - Bo żądasz jakiejś przysługi - stwierdziła Brown.
 - Nie - odpowiedziała dziewczyna, a była Gryfonka uniosła brwi. - Mam dość tortur w tym domu. Wynalazłam to zaklęcie, aby nic wam się nie stało.
 - Dziękuję - rzekła, patrząc na dziewięciolatkę z wdzięcznością.
 - Mam dla ciebie pewną propozycję. Czy chciałabyś odzyskać moc?
 - Tak - nie powiedziała tego, ale spojrzenie mówiło za nią.
      Vanessa delikatnie położyła jedną dłoń na sercu kobiety, aby zaczęło z powrotem wytwarzać magię, a drugą na czole, aby wykorzystywała ją mądrze. Zalśniło perliste światło i w ręku kobiety pojawiła się różdżka.
 - Wierzba i włos z grzywy jednorożca. Rzadko je oddają, ale ten był wyjątkowo łaskawy - szepnęła, po czym dodała: - Wyczyść im pamięć i teleportuj się z łazienki. Zdjęłam tam pole antydeportacyjne. Pomachała Dorcas na pożegnanie i wyszła z pokoju. Gdy usłyszała dźwięk aportacji spokojnie odeszła do drugiego salonu i zajęła się czytaniem jej ulubionej książki pod tytułem ,,Magią i mieczem".

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 6

Rozdział dość krótki i nie ma w nim za wiele emocji. Nie gadam dłużej, bo mi się oczy same zamykają. Idę spać!

Dedykuję ten rozdział Charlotte9 za pierwszy komentarz pod miniaturką i Gabsone nene, która bardzo pomaga mi w poprawianiu rozdziałów.

_____________________________________________________________________

Rozdział 6

Gabinet Salazara


      Fred postanowił zapoznać ich z częścią swojej rodziny. Najpierw przedstawił ich George'owi, swojemu bliźniakowi. Obaj chłopcy byli bardzo zabawni i weseli. Gdy opowiedziała im historię z poranka obaj stwierdzili, że nie przyznają się do Rona ich młodszego brata i do starszego od nich prefekta, Percy'ego. Dobrze im się gadało, ale dziewczyny musiały iść na eliksiry. Pod salą dołączyła do nich Asia. Opowiedziały jej historię z dzisiejszego dnia. Gdy skończyły zadzwonił dzwonek i pojawił się profesor. Mieli zajęcia mieszane ze wszystkimi domami. Ness usiadła z Asią, a Rose z Camile.
      Profesor zrobił niezapowiedzianą kartkówkę. Gdy tylko dziewczynka dostała pergamin z pytaniami. Odpowiedzi a, b, c, d. Szybko rozwiązała zadania, a odpowiedzi napisała na dodatkowej kartce i skopiowała ją trzy razy, po czym spowodowała pojawienie się, po jednej sztuce na ławce każdego dziedzica. Oddała kartkę Snape'owi i zajęła się czytaniem książek z biblioteki w kwaterze. Postanowiła podszkolić się w teorii transmutacji z której była kiepska. Przeczytała rozdział po raz kolejny i kolejny... Nie zrozumiała nic.
      Gdy skończył się czas i profesor zebrał kartki zaczęło się nareszcie coś ciekawego. Kazano im uwarzyć eliksir powodujący kaszel. ,,Potter'owi to się uda" - pomyślała, bowiem z każdego jego eliksir wydobywała się taka para, że wszyscy kaszleli.
      W pół godziny ukończyła eliksir, mimo iż według przepisu miał się gotować, co najmniej godzinę. Sekret polegał na dodaniu szczypty popiołu  z drzewa dębowego spalonego smoczym ogniem. To sprawiało, że każdy eliksir gotuje się o wiele krócej.
      Przelała wywar do małej kryształowej fiolki i zaniosła Snape'owi na biurko. Resztę również rozlała do pojemniczków myśląc, że kiedyś może się przydać. Dostała oczywiście Wybitny, plus dwadzieścia punktów, za idealny eliksir oraz plus trzydzieści za szybsze skończenie. Hermiona patrzyła na nią z zazdrością. To nie wpłynie dobrze na ich znajomość.
      Zadzwonił dzwonek i dziedzice udali się na ósme piętro. Przeszli przez drzwi i udali się do pracowni eliksirów. Tam Vanessa pokrótce opowiedziała im o zasadach.
 - Na początku trzeba wrzucić do eliksiru zioła, jako najsłabsze składniki i zamieszać w prawo - zaczęła. - Później wkładamy najsilniejsze i mieszamy w lewo, a na końcu dodajemy główny składnik i mieszamy zgodnie z przepisem - wyjaśniła.
 - I to tyle? - zapytała Camile.
 - Nie - odpowiedziała Vanessa. - Każdy składnik, ma taki swój żywioł i to sprawia, że nie mona go dodawać do eliksiru w niektórych sytuacjach. Ziemię można dodać dopiero po zdjęciu kociołka z ognia. Powietrze tylko do letniej wody. Ogień najpóźniej, ale według schematu, a wodę tylko do gęstych wywarów. To by było na tyle. Jeśli to zapamiętacie to będziecie umieli uwarzyć większość eliksirów. Pozostaje tylko nauka tych żywiołów - zakończyła. Pomyślała o atlasie składników, a cztery takie sztuki pojawiły się na stole. - Części trzeba się wykuć na pamięć, a reszta idzie na logikę. Tu macie tylko te najbardziej popularne do wykucia. - Podczas, gdy oni zaczęli się uczyć ona zajęła się pracą domową. Napisała wszystkie wypracowania i stwierdziła, że jest już zmęczona i idzie spać. Reszta również zaczęła się zbierać.
    Dziewczynka szła sama pomiędzy korytarzami zamku. Jej uwagę przykuła niemal niedostrzegalna, dwu centymetrowa płaskorzeźba węża. Dotknęła go, a ten zaczął promieniować perlistą energią i zmieniać. Jakby ożył i urósł. Zmienił się w klamkę. Vanessa machinalnie otworzyła drzwi, które się przed nią uformowały. Stanął przed nią dość duży pokój pełen notatek, artefaktów, portretów i broni.
      Zamknęła cicho drzwi i podeszła do małego pergaminu leżącego na stole. Widać było, że miało jakieś pięćdziesiąt lat. Zaczęła powoli czytać piękne, równe pismo.

Drogi Znalazco Tego Miejsca!
Wiedz, że jesteś w gabinecie samego Salazara Slytherina, założyciela tej szkoły, największego z Czwórki Hogwartu. Jeśli znalazłeś to miejsce to oznacza, że jesteś jego potomkiem. W tym gabinecie znajdziesz najróżniejsze artefakty i zapiski kolejnych potomków i samego wielkiego czarnoksiężnika.
Nigdy nie chciał śmierci szlam, ale nie chciał ich w swojej szkole. One jednak nie odeszły. Zostały i uważam, że powinniśmy ich pomścić!
Tom Marvolo Riddle


      Vanessa rozpłakała się. To było napisane przez jej ojca. Tego, którego nazywają Czarnym Panem. Ale jednak, przekonało to ją trochę do założyciela szkoły. Nigdy nie chciał, aby zabijano osoby nieczystej krwi. Po prostu wolał trzymać je z daleka od jego szkoły. Zaczęła przeszukiwać gabinet i znalazła to, czego szukała. Dziennik Toma Riddla. Bardzo gruby zeszyt w zwykłej czarnej okładce, zapisany drobnymi literami. Najpierw mugolskim długopisem na papierze, a później piórem na pergaminie. Zaczęła czytać.

27 marca
Nazywam się Tom Marvolo Riddle. Pierwsze imię mam po ojcu, a drugie po dziadku. To właśnie cała moja wiedza o rodzinie. Wychowałem się w sierocińcu. Tu się urodziłem i tu zmarła moja matka. Mam obecnie jedenaście lat i wiem, że nie jestem zwykłą osobą. Posiadam niezwykłe zdolności, których inne dzieci się boją. Znam mowę węży, potrafię sprawić, że coś kogoś zaboli jeśli zechcę. Potrafię podnieść przedmiot nie dotykając go.
Nie mam przyjaciół, ani nawet kolegów. Rówieśnicy uważają, że jestem dziwny, inny. W lipcu torturowałem jakieś dzieci. Krzyczały...

       Przestała czytać. Coraz więcej łez spływało po jej twarzy. Rzuciła na to miejsce Pętlę Czasu i wyczarowała łóżko. Położyła się na nim i rozpłakała na dobre. Później zmęczona zasnęła.

środa, 23 grudnia 2015

Miniaturka I

Oto pierwsza świąteczna miniaturka. Dość krótka, ale jest. Opowiada o świętach Vanessy z czasów, gdy miała osiem lat. Opisuje tylko 23 i 24 grudnia, ale pisałam to około północy, a błędy sprawdzałam od 00:25 (spojrzałam wtedy na zegarek!).

Kolejny raz proszę o czytanie wiadomości na marginesie i zapraszam do udziału w konkursie (w zakładce na pasku górnym) i obejrzenia galerii postaci.

Miniaturkę dedykuję Charlotte9 z bloga http://adventure-of-triples-potter.blogspot.com/ i http://drugiepokoleniehpipj.blogspot.com/, ponieważ jako pierwsza zostawiła komentarz pod piątym rozdziałem.

Życzę wszystkim zdrowych, radosnych świąt oraz fajnych prezentów.

Miniaturka I
Święta wśród śmierciożerców.

23 grudnia
     Te święta będą inne niż zwykle. Ośmioletniej Vanessie udało się ubłagać Katrinę, aby w drugim salonie udekorować oddzielną choinkę. Taką dla nich i służących. Ta na pokaz dla śmierciożerców zawsze była utrzymywana w srebrze i czerni, taka sztywna i smutna. Ludzie również, tak wyglądali. W ciemnych szatach i drogich klejnotach z kamiennymi twarzami wyglądali bardzo poważnie. Nie sprzyjało to atmosferze.
      W tym roku po raz pierwszy będzie mogła ubrać tamtą choinkę, oczywiście z zachowniem ustalonych barw. Służące przyniosły pudła, a ona zaczęła je otwierać. Magicznie zaczęła wieszać ozdoby takie, jak zwykle, ale gdy skończyła, założyła jeszcze na drzewko kryształy Eleonory Slytherin, matki Salazara. Vanessa lubiła myszkować po starych rezydencjach ojca i często znajdowała różne stare przedmioty pochowane w szafkach. Gdy były na odpowiednich miejscach poszukała najważniejszej ozdoby i znalazła ją w odpowiednim pudełku, ale to był... Czubek!!!
      Wyjęła jeden z kamieni Nory i podświadomie wypowiedziała jakieś dziwne zdanie w języku, którego nigdy w życiu nie słyszała. Kamień zaczął się przemieniać i po chwili trzymała w ręce kryształową gwiazdę w srebrnej oprawie. Za pomocą magii bezróżdżkowej podleciała do sufitu i tam założyła piękną ozdobę.
      Podleciała na dół i stanęła na ziemi, po czym zawołała Katrinę, która oceniła dzieło. Pytała do czego te kryształki, ale Vanessa milczała. ,,Dowie się jutro" - pomyślała i razem poszły ozdobić drugą choinkę. Ta miała być wesoła i kolorowa. Zaczęły od magicznych światełek we wszystkich kolorach tęczy. Później zaczęły wieszać bombki. W większości używały swoich ulubionych kolorów. Vanessa kochała wtedy niebieski, a Kat, do czego nikomu oprócz swojej podopiecznej się nie przyznawała, różowy. Nie brakowało jednak pozostałych kolorów! Było dużo czerwonego, złotego i srebrnego oraz trochę zieleni.
      Przyszła kolej na łańcuchy. Od tygodnia Ness robiła papierowy łańcuch ne tę okazję. Okręciły nim choinkę, a później użyły tych bardziej tradycyjnych w tym domu. Sznurku złotych kuleczek. Na koniec była gwiazda. Gobliniej roboty ozdoba wykonana ze szczerego złota pasowała idealnie do reszty. Na każdym jej ramieniu był kryształ, każdy w innym kolorze, a ostatni na samym środku szary. Gwiazda, tak jak poprzednia należała do Eleonory Slytherin.
 - Nie trzeba zamienić tego środkowego kryształu? - zapytała Katrin.
 - Nie - odpowiedziała Vanessa - on ma swój cel.
 - Mogę wiedzieć, jaki? - spytała, a Vanessa pokręciła tylko głową. Kobieta przyzwyczajona do tajemniczości dziewczynki mimo ciekawości milczała.

24 grudnia. Wigilia
      Vanessa już po świątecznym śniadaniu pobiegła do pokoju i zajęła się pakowaniem prezentu dla Katrin. Owinęła różowym papierem pudełko ze ślicznym naszyjnikiem oraz rysunek przedstawiający ją i kobietę na reniferach stojących we śniegu. W tle był las pełen zwierząt. Na samym jego progu stała sarna, a nad nim latało wiele ptaków. Dzieło było wykonane w formacie A3, narysowane kredkami wyglądało bardzo realistycznie.
      Gdy prezent był owinięty, obwiązała go fioletową wstążką i wzięła do ręki. Robiła to bez magii więc zeszło jej do czternastej (a śniadanie było o dziewiątej). Wyrzuciła zmarnowany papier i wstążkę całą w supłach do kosza, po czym zajęła się pisaniem życzeń. Najpierw napisała je na brudno, a później przepisała na czystko. Nie obyło się bez skreśleń i kleksów, więc dopiero o czternastej pięćdziesiąt przykleiła go do pakunku i pobiegła pod salon.
      Wcześniej już się ubrała w piękną fioletową suknię i podkręciła włosy zaklęciem. Wyglądała ślicznie. Założyła  srebrny naszyjnik z jednym czarnym kamieniem oraz ładne pantofle i rajstopy. W pokoju były już służące, które tutaj mieszkały i Katrin. Kobieta po raz pierwszy w historii uśmiechała się w większym gronie (czyli nie tylko Vanessą). Dziewczynka położyła pod choinką prezent dla Katrin oraz te dla służącej. Wszyscy zaczęli śpiewać hiszpańską kolędę ,,Los peces en el rio". Tytuł dosłownie znaczy ,,ryby w rzece". Mimo braku tematyki świątecznej jest to najpopularniejsza kolęda w tym języku. Gdy Vanessa tłumaczyła sobie tekst rozbawił ją fakt, że są aż dwie zwrotki o Matce Boskiej robiącej pranie. Po skończeniu tej piosenki zaśpiewały te angielskie.
      Gdy skończyły kolorowe kryształy na gwiazdce zaczęły się zapalać, a gdy wszystkie już się świeciły, od każdego pojawił się mały promyk, który pomknął w stronę szarego, a gdy wszystkie już do niego dotarły, przed oczami wszystkich kobiet stanęły najszczęśliwsze wspomnienia.
      Po zakończeniu tych retospekji klejnot zgasł, tak jak i cała gwiazda. Za rok zapali się ponownie. Kobiety zaczęły sobie składać życzenia i wręczać prezenty. Te od służących były ręcznie wykonane. Panie Gray przytulały każdą z kolei, co tamte przyjęły z widocznym zaskoczeniem, ale się cieszyły. Gdy Vanessa wręczyłam jej prezent popłakała się ze szczęścia na widok rysunku i wyściskała ją mocno. Później zjedli świąteczny obiad. Niestety nic, co dobre nie trwa wiecznie i o osiemnastej musięli się zbierać, bo godzinę później mięli zacząć przybywać śmierciożercy.
      Vanessa razem z Zofią i Hanną poszła się przyszykować. Założyła ciemno-fioletową, sięgającą do ziemi sunię, pantofle na lekkim obcasie, diadem i naszyjnik oraz bransoletkę. Włosy wyprostowała i przybrała kamienny wyraz twarzy. W samą porę zeszła po schodach do jadalni, bo akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Weszli przez nie Malfoy'owie. Ośmiolatka uśmiechnęła się promiennie do Narcyzy, skinęła głową Lucjuszowi i obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Dracona.
      Goście rozsiedli się przy stole. Narcyza na przeciwko Katriny,     Lucjusz dwa miejsca dalej, a pomiędzy nimi, na przeciwko mnie, Draco. Wcześniej rodzina wręczyła mi i Katrinie po prezencie. Dałam go jednemu z kelnerów i kazałam zanieść do swojego pokoju.
 - Katrin, co roku macie czubek na choince, a w tym roku gwiazdę. Dlaczego? - zapytał pan Malfoy.
 - Vanessa się uparła - odpowiedziała beznamiętnie kobieta.
 - Ale dlaczego gwiazda, a nie czubek, Vanesso? - dopytawał się mężczyzna.
 - Ta gwiazda należał do matki Salazara Slytherina, Eleonory - wyjaśniła. - Według jej starego pamiętnika była zakładana na każde święta i Salazar bardzo ją lubił. Poza tym, preferuję gwiazdy. Uważam je za symbol magii, a czy nie o to chodzi? - zapytała. Dziewczynka wiedziała, że można to zrozumieć na dwa sposoby, jako magię świąt lub wyższość czarodziei. Ona miała na myśli to pierwsze, a Malfoy myślał, że chodzi jej o to drugie.
      Po jakimś czasie zaczęło przybywać gości. Ośmiolatka słuchała życzeń i brała prezenty. Gdy wszyscy już siedzieli przy stole zabłysła pierwsza gwiazdka. Nie było księżyca, ani domów w okolicy. Światło od tego małego punkcika na niebie oświetliło gwiazdę choinkową. Tamta zaczęła lśnić własnym blaskiem. Zaczęły się zapalać ine światła i gwiazdy, ale to właśnie tamta była pierwsza...
      Goście patrzyli na urzeczeni, a gdy już otrząsnęli się z otępienia zaczęli klaskać. Klaskali służący, goście, Katrin i wiadomo było kto to wymyśli, bo kilka takich kamieni było na diademie Vanessy.

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 5 Atak



Rozdział dedykuję Gabsone nene z http://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/ za bardzo szczere komentarze, które mogą mi pomóc przy poprawianiu poprzednich rozdziałów oraz pisaniu kolejnych.


Rozdział 5
„Atak”


Vanessa obudziła się dość późno. Dzień wcześniej rano wstała i siedziała, plotkując cały dzień z koleżankami. Wieczorem nie mogła zasnąć i tylko leżała na łóżku. Po jakimś czasie wypiła Eliksir Słodkiego Snu i udało jej się w końcu odpocząć. Dzięki jej perfekcji w ważeniu eliksirów znakomicie się wyspała. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że jej koleżanek nie było. Niespecjalnie się tym przejęła i machnięciem różdżki zmieniła swój strój. Było dość ciepło, ale nie gorąco, z czego się bardzo cieszyła. Stwierdziła, że i tak nie zdąży już na śniadanie, bo kolejną lekcją było zastępstwo i zamiast transmutacji mieli zielarstwo w oddalonej od zamku szklarni, więc wezwała Ikę, aby dała jej coś do zjedzenia, a później kazała się Shiarze uczesać. Ta zrobiła jej kłosa, który idealnie pasował do białej jedwabnej bluzki i cienkiego zielonego sweterka oraz krótkich jeansowych spodenek.
W tym czasie Ika przyniosła jej herbatę i sałatkę owocową, jej ulubioną, z dużą ilością kiwi. Zjadła pyszne śniadanie, po czym spakowała książkę od zielarstwa, czysty zwój pergaminu i kilka podręcznych rzeczy. Schowała broń oraz różdżki i wyszła. Spojrzała na zegar i zobaczyła, że za pięć minut miał być dzwonek na lekcje. Wiedziała, że się spóźni, ale stwierdziła, że nie będzie biegła, bo fryzura może jej się popsuć, albo Vanessa zapoci sobie ubranie, więc stawiała zwyczajnie większe kroki. Dzwonek zadzwonił, gdy była już na błoniach. Przyśpieszyła jeszcze bardziej i dotarła pod drzwi szklarni numer 1. Na jej szczęście profesorka się spóźniała, więc wtopiła się w tłum klasy. Zaczęła rozmowę z Tavie, jak zaczęła mówić na koleżankę z dormitorium. Blondynce ten skrót bardzo przypadł do gustu, więc nie spierała się z Nessą.
Po chwili profesor Sprout zjawiła się koło nich i przeprosiła wszystkich za spóźnienie, które wynikało z tego, że musiała udzielić nagany walczącym uczniom. Weszli do środka, gdzie było o wiele za gorąco, jak na gust Vanessy. Profesorka zaczęła im opowiadać o słoneczniku fałszującym. Dziewczynka zaczarowała pergamin, aby sam notował jej pismem i zajęła się patrzeniem w okno.
„Słoneczniki fałszujące są dość niebezpiecznymi roślinami. Ministerstwo oznaczyło je trzema gwiazdkami, co oznacza, że są dość niebezpieczne, ale nadające się do udomowienia. Dlaczego są niebezpieczne? Ich śpiew potrafi wywołać omdlenie. Bardziej wrażliwe osoby mogą obudzić się dopiero po dwóch tygodniach…” Zobaczyła w oknie małą sowę lecącą do szklarni. Jak ona jej teraz zazdrościła! Nie musiała siedzieć w tym dusznym miejscu i słuchać gadania starej profesorki o kwiatkach, o których uczyła się w wieku trzech lat! „…Rośliny te potrafią w pewien sposób grać, pocierając o siebie liście. Grają jednak tylko wtedy, gdy ktoś przekroczy wskazaną przez ich cień odległość. Sadzi je się zawsze w lato, w lipcu, a ich cień mierzy się trzeciego sierpnia, po czym mnoży się odległość przez dwa i wychodzi nam promień koła jego terenu…” Matko, jaka nuda! „…Na teren tych roślin można wchodzić tylko wtedy, gdy one na to pozwalają, czyli wtedy, gdy płatki stają się zielone. Gdy są żółte, w nagłym wypadku można się zbliżyć na odległość połowy cienia, ale można zostać na nim tylko pół minuty. Gdy słoneczniki stają się czerwone, trzeba się trzymać, jak najdalej od nich…” Ratunku!!! „Ich fałszowanie, ponieważ dźwięk ich muzyki nie jest zbyt piękny, działa na odległość trzydziestu ośmiu i pół metra…”
W tym momencie dziewczynka się już całkowicie wyłączyła. Sprawdziła tylko pobieżnie stan swoich notatek i zaczęła rozmawiać z Mary o tym, jak szybko minęła niedziela. Nic tamtego dnia się nie działo, tylko większość czasu odrabiała prace domowe, lub przesiadywała w bibliotece i uczyła się. Nauczyciele uwzięli się na Dom Węża i zadawali mu najwięcej prac domowych. Po chwili przyłączyła się do nich Tavie. Po chwili zmieniły temat na niesprawiedliwość nauczycielki transmutacji, która w piątek pokazała, że Snape jest tysiąc razy sprawiedliwszy od niej.
Pod koniec lekcji Gryfonom zadała napisanie wypracowania na pół stopy, Ślizgonom na dwie, a samej Vanessie na pięć, ponieważ obijała się na lekcji. A jak miała się nie obijać, skoro skończyła ćwiczenie, a sama opiekunka Gryffindoru powiedziała, że ten, kto skończy może robić, co chce. Nie wspomniała, że trzeba się do niej z tym zgłosić!
Gdy nareszcie zadzwonił dzwonek, większość klasy była wykończona psychicznie. Nic dziwnego, ponieważ byli to Gyfoni. Vanessa podeszła do Camile i zaczęła z nią rozmawiać. Jakiś chłopak zaczął wrzeszczeć coś na Ślizgonkę i kazał jej odczepić się od brązowowłosej. Gray'ówna zmierzyła go oceniającym wzrokiem. Rudzielec, piegi, stara szata… Z opisu bliźniaczek wynikało, że to jakiś Weasley. Był raczej słabo zbudowany i nie wyglądał na takiego, co umie używać różdżki.
– A, co jeśli się nie odczepię? – zapytała.
Chłopiec wyciągnął różdżkę i machnął nią, wypowiadając zwyczajne Wingardium Leviosa. Ness szybko odbiła to zwyczajną tarczą i rzuciła na niego Petrficus Totalus. Ślizgoni zaczęli klaskać, a Vanessa i Camile poszły razem w stronę zamku na zaklęcia. Gdy były już na czwartym piętrze, zobaczyły dwóch siódmoklasistów znęcających się nad jakimś trzecioklasistą.
– Biegnij po kogoś – rozkazała Ślizgonka brązowowłosej, po czym zwróciła się do dwóch starszych, o dziwo Gryfonów: – Zostawcie go – powiedziała do dwóch starszych chłopców, nawet na nich nie patrząc. Tamci tylko się zaśmiali.
– Sama nie wiem – mruknęła i z błyskiem w oku wyciągnęła swój magiczny patyk i machnęła nim wyciszając korytarz i rzucając na niego Pętlę Czasu.
Odbiła Drętwotę lecącą w jej stronę i posłała w nich Petrificusa Totalusa. Zastanowiła się chwilę i zdjęła zaklęcie i oszołomiła ich za pomocą Drętwoty z innej różdżki, aby nikt się nie domyślił, że zna bardziej skomplikowane zaklęcia. Podeszła do rudzielca, który siedział i patrzył na nią z przerażeniem.
– Ufam, że nie wygadasz o tej drugiej różdżce – szepnęła mu do ucha. Machnięciem różdżki zdjęła Pętlę Czasu i zaklęcie wyciszające.
– Nnnie – wyjąkał niepewnie piegowaty, brązowooki chłopak. – Nazywam się Fred Weasley – dodał już pewniej.
– Vanessa Gray.
– Czy ty nie jesteś przypadkiem w pierwszej klasie? – zapytał ze zdziwieniem.
– Tak, a ty chyba w trzeciej – bardziej stwierdziła niż zapytała, a chłopak kiwnął głową. – Powinieneś się trochę podszkolić w zaklęciach obronnych.
– No, skoro pierwszoklasistka jest lepsza ode mnie – powiedział, czerwieniąc się – a i dziękuję.
– Nie ma za co – powiedziała i wstała, bo zobaczyła zbliżającą się Camile z Rose i Snapem.
– Co tu się stało? – spytał nauczyciel.
– Dwaj siódmoklasiści atakowali jednego trzecioklasistę – powiedziała Camile.
– Czy to prawda? – nauczyciel zwrócił się do Ness.
– Tak – odpowiedziała pewnie i szczerze.
– Zabiorę ich do McGonagall – rzekł, widząc, że tamci powoli wstają – a wy zajmijcie się Weasley'em. – Poszedł w stronę gabinetu Minerwy, zabierając ze sobą dwóch osiłków.
– Macie jakieś obrażenia? – zapytała Rose patrząc na Vanessę i Freda.
– Żadnych – odpowiedziała Ness.
– Mnie strasznie boli ręka, ten gruby mi ją wykręcił – powiedział, krzywiąc się z bólu rudzielec.
Dziewczyna dotknęła jego lewego ramienia, zamykając oczy. Po chwili otworzyła je i chyba już doskonale wiedziała, co się stało Fredowi. Natychmiast wyjęła różdżkę i rzuciła proste Episkey. Wyjęła ze swojej torby małą fiolkę z zielonym eliksirem regenerującym i podała go chłopcu. Po chwili tamten mógł już wstać. Czarnowłosa oczyściła go zaklęciem, a tamten opowiedział im o swoim ataku. Dziewczęta nie poszły na zaklęcia, a Fred na wróżbiarstwo, tylko skierowali się w stronę gabinetu McGonagall. Rose delikatnie zapukała i słysząc ostry krzyk „proszę” weszli całą gromadką.
– O, jest pan Weasley, usiądźcie – powiedziała już łagodniejszym tonem.
Opowiedzieli jej, co się wydarzyło. Profesorkę zastanawiały tylko dwie rzeczy.
– Skąd panna Gray wzięła się na zakazanym korytarzu na trzecim piętrze? – spytała Minerwa.
– Mam dość mocno wyczulony słuch i, gdy byłyśmy na drugim piętrze usłyszałam cichy krzyk bólu. Nie informując o niczym Camile, poprowadziłam ją po schodach na trzecie piętro i tam zobaczyłyśmy tę scenę – ściemniła szybko. Tak naprawdę to była o wiele szybsza droga do klasy zaklęć niż iść na drugą stronę korytarza, gdzie były schody, które nigdy nie prowadziły do tego miejsca.
– Rozumiem, ale mam jeszcze jedno pytanie. W jaki sposób pani pokonała dwóch siódmoklasistów?
– Mają mniejsze móżdżki, a ja uczyłam się zaklęć na zapas – powiedziała.
– Rozumiem, możecie już iść – rzekła profesorka. Na korytarzu dziewczynki zobaczyły profesora Snape'a, który wstawił Vanessie pięćdziesiąt punków, a Camile trzydzieści za bohaterską postawę. Rose wstawił natomiast dwadzieścia za pomoc.

sobota, 12 grudnia 2015

1000 wejść!

Mój blog ma już 1000 wyświetleń! Dziękuję każdemu, kto chociaż raz otworzył tego bloga (nawet przez pomyłkę). Nie mam rzadnej miniaturki, którą mogłabym wstawić z tej okazji, ale trudno! Niedługo moja kuzynka poprawi mi rozdziały (wcześnij zgubiłam jej maila).

Skoro mam już okazję to proszę o czytanie wiadomości na marginesie, bo one naprawdę nie są długie, a dla mnie bardzo się liczą.

Dziękuję wszystkim,
Czarna Dama.

piątek, 11 grudnia 2015

LBA 2

Zostałam nominowana do LBA przez Nicol Potter z bloga:

http://hp-krol-cieni.blogspot.com/

1. Dlaczego prowadzisz bloga?
2. Poleć kilka blogów, książek, filmów.
3. Gdybyś była w Hogwarcie to, w jakim domu?
4. Ulubione zwierze.
5. Największe, najgłupsze i najmniej realne marzenie (po jednym do każdego).
6. Co sądzisz o moim blogu?
7. Najbardziej znienawidzone przedmioty i najokropniejsi nauczyciele (przedmiot i przezwisko).
8.  Gdybyś musiała opuścić Polskę to, do jakiego kraju byś się udała?
9.  Co wolisz: las, wieś, miasto, czy autostradę? (kończą mi się pomysły!!! :()
10. Lubisz czytać?
11. Znienawidzony sport.

Odpowiedzi:

1. Sama nie wiem. Nie pamiętam, ale wiem, że nie chcę przestawać.
2. Blogi: Wszystkie, które mam w linkach.
    Książki: Cała ,,Saga o wiedźminie"(Andrzej Sapkoski), ,,Dziennik cwaniaczka" (Jeff Kinney), ,,Chowańce"(Adam Jay Epstein, Andrew Jacobson), ,,Baśniobór" (Brandon Mull), ,,Złodziej magii" (Sarah Prineas), ,,Okup drapieżców" (Emily Diamand). (Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.)
3. Liczę, że w Slytherinie.
4. Pies, tygrys, wilk (nie umiem wybrać).
5. Największe: Posiadanie psa (suczki, labradora o czarnym futrze), najgłupsze: zostać nauczycielem (z taką klasą, jak moja wylądowałabym w szpitalu dla psychicznie chorych) Najmniej realne: mieć własny świat, w którym mogę być patrycjuszką i plebejką na raz!!!
6. Jest bardzo fajny.
7. Przedmioty: polski, przyroda.
    Nauczyciele: Najgorszy ze wszystkich Grzelakozaur - przyroda.
8. Hiszpanii.
9. Las lub miasto. To zależy od mojego humoru.
10. Uwielbiam!!!
11. Siatkówka (którą moi rodzice uwielbiają).


Nominuję:
http://drugiepokoleniehpipj.blogspot.com/
http://harrypoterlove.blogspot.com/ 
http://harrypotter-prawdziwahistoria.blogspot.com 

Pytania ode mnie:
1. Dlaczego piszesz?
2. Który dom w Hogwarcie byś wybrała?
3. Najbardziej znienawidzeni piosenkarze.
4. Najulubieńsze piosenki.
5. Co sądzisz o moim blogu?
6. Wolisz Twittera, czy Facebooka?
7. Jaki jest Twój ulubiony kraj?
8. Czy jesteś zadowolona z Twojej klasy w szkole?
9. Najgorszy (Twoim zdaniem) przedmiot (uzasadnij).
10. Masz jakieś hobby? Jeśli tak to jakie?
11.Ulubiona książka, serial, film i gra komputerowa.